Jarosław Iwaszkiewicz w Danii

- Wybieram się na pewien czas do Danii. - Do Danii? Tak. Obiecuję sobie dużo dobrego po tej podróży. Tylko przypadkiem nigdy tam nie dotarłem, choć w ciągu całej młodości byłem tak blisko granicy, a jednak od dawna znałem i kochałem ten kraj. Musiałem odziedziczyć tę skłonność północną po ojcu, gdyż matka moja wolała właściwie bellezzę, o ile wszystko nie było jej obojętne… Thomas Mann, „Tonio Kröger”

Mianowany II sekretarzem poselstwa Rzeczypospolitej Polskiej w Kopenhadze, Iwaszkiewicz przyjechał do Danii pod koniec września 1932 roku. Czterdziestoletni, znany już w polskich kręgach artystyczno-intelektualnych z działalności literackiej i translatorskiej, z doświadczeniem urzędniczym wyniesionym z gabinetów Marszałka Sejmu Macieja Rataja oraz z departamentu prasowego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, z zaangażowaniem przystąpił do pracy.

Portret Jarosława Iwaszkiewicza z okresu kopenhaskiego

Korzenie rodzinne, wychowanie odebrane w środowisku kresowej inteligencji szlacheckiej i wrażliwość na kwestie społeczne sprawiły, że dyplomata nie poprzestał jedynie na codziennej, rutynowej pracy zza biurka, ale regularnie włączał się w różnego rodzaju inicjatywy związane ze szkolnictwem, opieką nad wychodźstwem (dziś Polonią i Polakami za granicą) czy robotnikami polskimi, o czym donosił periodyk Polacy w Danii (nr 3, 1933): „Pan sekretarz Iwaszkiewicz odwiedził szereg ośrodków wychodźczych w Danii i potrafił w ciągu kilku miesięcy – dzięki serdecznemu stosunkowi do wychodźstwa – zaskarbić sobie szczerą sympatię”.

Iwaszkiewicz przy fortepianie w kopenhaskim mieszkaniu

Osobowość pisarza-dyplomaty, obycie towarzyskie i znajomość języków obcych wywierały wrażenie nie tylko w polskich kołach. Aktywny udział Iwaszkiewicza w życiu kulturalnym Kopenhagi, wydarzenia takiej rangi artystycznej jak koncerty Vladimira Horowitza, Artura Rubinsteina, Sergiusza Rachmaninowa, Wandy Landowskiej czy Karola Szymanowskiego w roli pianisty koncertowego z Orkiestrą Symfoniczną Duńskiego Radia (19 i 20 stycznia 1933 w Duńskim Radiu miała miejsce premiera światowa IV Symfonii (Symphonie Concertante) Szymanowskiego, uznawanej za jedno z arcydzieł muzycznych epoki. Szymanowski osobiście wykonał partię fortepianową. Prócz Mazurków z op. 62 jest to jedyne zarejestrowane świadectwo pianistyki kompozytora), stwarzały okazje do nawiązywania znajomości, a wynajmowane przy Gustav Adolfsgade 5 mieszkanie Iwaszkiewicza wkrótce stało się salonem towarzysko-kulturalnym korpusu dyplomatów goszczących w Kopenhadze.

Iwaszkiewicz z kierownikiem Poselstwa RP w Kopenhadze Michałem Sokolnickim

W chwilach wolnych od działalności dyplomatycznej i pracy nad powieścią historyczną o Henryku, księciu sandomierskim, Iwaszkiewicz zmieniał garnitur na wędrowny strój i ruszał w Danię. Samotnie albo z zaprzyjaźnioną duńską rodziną Fennebergów (Paul Fenneberg był w latach 1928-1933 lektorem języków skandynawskich na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie), przemierzał kraj, poznając jego kulturę, obyczaje i język duński, co w przyszłości zaowocuje przekładami dzieł takich jak Bojaźń i drżenie Sørena Kierkegaarda, baśni Hansa Christiana Andersena, którego Iwaszkiewicz czytywał w dzieciństwie spędzonym pośród ukraińskich pól czy prozy Hermana Banga, którego twórczość wysoko cenił.

Nade wszystko fascynował go krajobraz Danii, oglądany wrażliwym pisarskim okiem. „Na samym cyplu Jutlandii, w Skagen, gdzie tęsknota po prostu dusi i za gardło chwyta – napisze po latach w Książce moich wspomnień. „W jesienne dnie pogoda tutaj zazwyczaj jest szafirowa, piasek nieskończonymi ciągnie się drogami i na piasku tylko widnieją rzadkie kępy zielonej ostrej trawy. Diuny przechodzą w fiołkowe wrzosowiska, a nad brzegami po zatoczkach całe stada białych mew, olbrzymie, po kilkaset ptaków liczące, zrywają się z żałosnym krzykiem, ilekroć jaki człowiek zbliży się do brzegu. Tutaj ocean zlewa się z Bałtykiem i wyraźnie widać, jak ciemne fale oceanu zbiegają się i rozmijają…”.

Jutlandia, Fionia z Odense, Zelandia, Lolland, Falster i Møn, Iwaszkiewicz zwiedził każdy zakątek Danii i wszystkim tym miejscom poświęcił opisy w późniejszych wspomnieniach. Najchętniej jednak powracał na wybrzeże Kattegatu, do nadmorskich miasteczek Hellebæk, Gilleleje i na białe, nietknięte ręką człowieka plaże północnej Zelandii.

Iwaszkiewicz z żoną Anną na przyjęciu w Kopenhadze

Czas w Danii nie był jednak wolny od troski. Kłopoty rodzinne, osobisty dramat związany z pogłębiająca się chorobą żony, która nie odnajdywała się na Północy, przyczyniły się do wyjazdu Iwaszkiewicza w 1935 roku. Jednakże lata duńskie naznaczyły głęboko umysł pisarza, natchnęły inspiracją, będącą przyczynkiem do twórczości powstałej w późniejszych dekadach. Poza przekładami, wymienić tu można zainspirowane spostrzeżeniami na temat duszy duńskiej opowiadanie Słońce w kuchni (1938), Szkice o literaturze skandynawskiej czy zadedykowany duńskim przyjaciołom zbiór szkiców Gniazdo łabędzi , poruszający tematy z zakresu literatury i sztuki duńskiej, przedstawiający sylwetki i twórczość wybitnych Duńczyków, opisy krajobrazu, miast, wsi i obyczajów wyspiarskich. (Tytuł tomu Gniazdo łabędzi. Szkice z Danii, Iwaszkiewicz zaczerpnął z jednej z baśni Andersena, zawierającej te słynne słowa: „Pomiędzy Bałtykiem a Morzem Północnym leży starodawne gniazdo łabędzie, które nazwano Danią: rodziły się tam i rodzą łabędzie, których imiona nigdy nie zaginą…”). 

Dania – obok Italii – fascynowała Iwaszkiewicza przez całe jego życie; w późniejszych latach, powracał do niej wielokrotnie, już nie jako dyplomata, a wybitny polski pisarz-podróżnik. Pozostawione teksty są jednym z nielicznych świadectw literatury polskiej dotyczących Danii i mimo upływu czasu stanowią rodzaj aktualnego przewodnika po kulturze i obyczajowości tego kraju.

Ich lektura nasuwa również refleksję o jednej z wielkich tajemnic ludzkiego losu, dotyczącej wpływu i następstw wędrówki człowieka po świecie. Dlaczego w niektórych miejscach jesteśmy jedynie przechodniami – nie pozostawiają w nas żadnego śladu, opieramy się im, niezależnie od spędzonego w nich czasu, a inne znów miejsca odciskają niezatarte piętno, przeobrażają, rodzą fascynacje trwające przez całe życie, niejednokrotnie inicjujące wybitną działalność twórczą – wystarczy przywołać duńską pisarkę Karen Blixen.

Fascynacje te poprzedza niekiedy prekognicja duchowa, metafizyczne przeczucie co do niewidzianego, nieodkrytego jeszcze miejsca, jak było w przypadku Iwaszkiewicza. W liście z Kopenhagi z 5 marca 1933 roku tak pisze o Danii do żony Anny: „Widocznie podświadomie tęskniłem do tego kraju, bowiem istnieje w moich starych papierach opis duńskiego domu nad morzem położonego, który jest zadziwiającym przeczuciem Danii, a zwłaszcza tego, czym była Dania w dziewiętnastym wieku. W 1920 roku, pisząc owe fikcyjne wrażenia, anim przeczuwał, że kiedyś najulubieńszym moim duńskim pejzażem stanie się ów dom stary nad morzem, przeczuty okiem artysty wśród mazowieckich piasków”.

Dania Iwaszkiewicza to wyrafinowana kultura na tle nieokiełznanego morskiego żywiołu. To królewsko-mieszczańska, osobliwa Kopenhaga i jutlandzki, burzliwy cypel Grenen, gdzie pośród traw spoczywa Holger Drachmann, malarz i poeta. To zadumany Hans Christian Andersen i samotny Søren Kierkegaard w ciszy bukowych lasów, na wietrze białych klifów obejmujący nieśmiertelnym wzrokiem swą ojczyznę – „starodawne gniazdo łabędzi, których imiona nigdy nie zaginą”.

Joanna Rataj
I sekretarz Ambasady RP w Kopenhadze

IP 118-119  2022

Udostępnij artykuł:

Facebook
Twitter

Warto przeczytać

Zaplątana w pętlę czasu – „Madame Butterfly” w Kopenhadze

„Madame Butterfly” Pucciniego to jedna z najbardziej popularnych oper. Każdy teatr operowy ma ją w swym repertuarze, jeżeli nie „na stałe”, to opera ta pojawia się regularnie co kilka lat w nowej inscenizacji. W Kopenhadze oglądaliśmy ją ostatnio w roku 2011 w reżyserii duńskiego aktora i reżysera Larsa Kaalunda. Było to bardzo piękne przedstawienie, wznawiane kilka razy.