Roman Miedziangóra – In Memoriam

13 lutego 2022 r. w Kopenhadze zmarł Roman Miedzianogóra, zasłużony pedagog i wychowawca młodzieży polonijnej w Danii, założyciel i przewodniczący Towarzystwa Krzewienia Oświaty Polskiej w Danii, jeden z inicjatorów zjednoczenia Polonii Duńskiej.

Roman miał polsko-żydowskie pochodzenie. Jego rodzina była częścią tych Żydów, którzy po upadku imperium Maurów zostali wygnani z Hiszpanii i osiedlili się w krajach Europy, które ich przyjęły. Tak zrobiły Holandia i Polska, a w Polsce, w przeciwieństwie do wielu innych krajów, Żydzi mogli kupować i posiadać ziemię i nieruchomości.

Przodkowie Romana zostali w Polsce właścicielami ziemskimi, a z czasem właścicielami majątku, prowadzili leśnictwo i byli właścicielami tartaków. W pewnym momencie przyjęli nazwisko Miedzianogóra od nazwy wsi, w której znajdowała się ich ziemia.

Cienie wojny

To tutaj Roman przyszedł na świat 2 maja 1939 roku jako syn Leona i Marii. W latach 30. ciemne chmury nazizmu unosiły się nad Europą, a inwazja Niemiec na Polskę 1 września 1939 r. była początkiem II wojny światowej. Polska leżała jakby wciśnięta między dwa główne mocarstwa, Niemcy na zachodzie i Związek Sowiecki na wschodzie, które w tamtym czasie zawarły pakt o nieagresji, a Związek Sowiecki zaatakował Polskę 17 września 1939 r., po czym oba kraje podzieliły Polskę między sobą.

Kiedy Niemcy zaatakowały Polskę, Leon postanowił udać się na wschód, z dala od Niemców, ponieważ uważał, że Rosjanie byli mniejszym złem. Rodzina opuściła swój dom i udała się na wschód. Zostali przez Rosjan internowani i wysłani do obozu pracy. Transport do obozu nie był luksusowy, wręcz przeciwnie, używano bydlęcych wagonów. W pociągu oprócz rodziny Miedzianogórów jechał inżynier leśnik, który zachorował i zmarł po drodze. Leon był zaradny, zdał sobie sprawę, że Rosjanie potrzebują inżynierów, więc przejął tytuł inżyniera od zmarłego towarzysza podróży, i było mądre posunięcie.

Rodzina trafiła do wioski na Uralu, gdzie znajdowały się obozy pracy i gdzie wiele różnych narodowości pracowało przy gospodarce leśnej.

Dzieci uchodźców na Uralu

To, że Leon mógł pracować z drewnem, dawało małej rodzinie pewne przywileje w obozie. Maria, Leon i mały Roman, który miał wtedy 6 miesięcy, dostali własny barak, a Leonowi powierzono ważne zadania. Miał on dobrą znajomość leśnictwa z rodzinnego tartaku w Polsce.

Mieszkańcy wsi na co dzień żyli w biedzie. Wszystkie przymusowo wysiedlone rodziny głodowały, a miejscowi Rosjanie pilnowali żywności. Nikt nie chciał się dzielić jedzeniem z Żydami – wyjątek stanowili krymscy Tatarzy. Byli muzułmanami i, tak jak wszystkie inne narody nierosyjskie, padli ofiarą stalinowskich deportacji. Choć sami niewiele mieli, dzielili tym z innymi.

Pierwsze lata traumy, głodu i niesprawiedliwości ukształtowały wiele z wartości życiowych Romana. Te wartości to domaganie się sprawiedliwości i uczciwości, wielkie współczucie i miejsce w sercu dla tych, którym czegoś brakowało lub którzy znajdowały się poza ustalonymi normami społecznymi. Zwłaszcza wielkie znaczenie miało jedzenie.

Minęło kilka lat i rodzina przetrwała pomimo głodu, chorób i zimna. Pewnego dnia, gdy brygada Leona pracowała w lesie, rozległ się krzyk: „W rzece tonie chłopiec”. Leon pomyślał: „To chyba Roman znowu bawił się nad rzeką, muszę go ratować”.

Bez wahania zabrał konia brygadzisty, który był w innym miejscu pracy i pogalopował w kierunku rzeki. Leon był dobrym jeźdźcem i pędził szybko. Wszedł do rzeki i uratował dziecko – które okazało się nie być Romanem, ale synem brygadzisty.
Leon nie został ukarany za kradzież konia – wręcz przeciwnie, został hojnie nagrodzony. Otrzymał rosyjski medal za bohaterstwo, a rodzina w nagrodę otrzymała świnię. Wyobraźcie sobie – świnię! W obozie, w którym wszyscy ciągle głodowali.

Świnia miała zostać zabita, ale Roman i jego matka nie mogli się na to zdecydować, więc świnia dostała czerwoną kokardę na szyję i stała się oczkiem w głowie Romana, która podążała za nim po całym obozie. Na nieszczęście dla świni matka Romana – Maria – miała bardzo dobrze rozwinięty gen higieny, więc myła i szorowała świnię każdego dnia, kiedy wracała do baraku. Biedna świnia została dosłownie umyta na śmierć. Zachorowała i zdechła.

Obfitość w Odessie

Gdy Roman miał 6 lat, rodzina została ponownie deportowana. Przybyli do Odessy nad Morzem Czarnym, gdzie Roman po raz pierwszy w życiu przeżył codzienność pełną ciepła i wystarczającej ilości jedzenia. Roman, który w tym czasie był osłabiony i chory, po raz pierwszy w życiu zobaczył pomidory. „Co to za czerwone jabłuszka?” – zapytał matkę. W Odessie było dużo jedzenia, więc Romanowi pozwolono zjeść całe wiadro świeżych pomidorów. Następnego dnia czuł się dobrze – a doświadczenie dało Romanowi wiarę w jedzenie jako najlepsze lekarstwo na wszelkie choroby.

Rodzina cieszyła się dostatkiem, ale doświadczenia dorastania Romana – ostracyzm, głód, brak wystarczającej ilości jedzenia – pozostawiły po sobie ślad. Siedziało to głęboko w Romanie przez całe jego życie. Gdy jego dzieci, Dariusz lub Sofia, kaszlały i były chore – wtedy Roman zjawiał się natychmiast z zupą lub innym jedzeniem, które dzieci powinne były zjeść. Po prostu nie można było głodować.

W domu w Polsce

Wojna zakończyła się w 1945 r., a w 1948 r. rodzina wróciła do Polski. Roman miał wtedy 9 lat i po raz kolejny doświadczył oderwania od tego, co znał i przybycia w nowe miejsce. Rodzina przybyła do Jawora w południowo-zachodniej Polsce. Polska należała wtedy do bloku wschodniego, a Leon dzięki medalowi i działaniem w Związku Sowieckim zdobył zaufaną pozycję.

W 1953 roku zmarł Stalin, a w wyniku zmiany władzy w 1956 roku również w Polsce doszło do czystki. Leon, który poprzez swoje kontakty często słyszał o tym, kogo miano poddać przesłuchaniom, ostrzegał wiele osób. Pomógł wielu mieszkańcom Jawora, którzy do dziś pamiętają jego zachowanie. Ale ktoś złożył na Leona donos, w wyniku czego został skazany za nadużycie mienia partyjnego, prawdopodobnie chodziło o samochód, z którego skorzystał o jeden raz za dużo. Drobnostka, która kosztowała go 3 lata więzienia. Roman miał wtedy 17 lat.

Roman w tym czasie był raczej niesforny i nieprzystosowany. Często występował w opozycji do autorytetów, w tym też do swego ojca Leona. Roman był mocno rozpieszczonym i dość uprzywilejowanym młodzieńcem.

Roman jeździł na hulajnodze, ubierał się w eleganckie ubrania i imprezował. W życiu tego młodego człowieka najważniejsza była zabawa. Podobno też bardzo lubił dziewczyny.

Nie zamierzał być członkiem żadnej partii. W liceum udało mu się zostać wyrzuconym z 2 klasy. Był kimś w rodzaju zawadiaka.

Później wrócił do szkoły zrobił maturę i ostatecznie ukończył szkołę.

Marzyciel Roman

Roman był marzycielem przez całe życie, także jako młody człowiek i marzył o wielu rzeczach: chciał być sztukmistrzem i artystą cyrkowym, a potem aktorem. Uprawiał teatr i dramat. Trwało to aż do jego pierwszej roli w prawdziwym spektaklu teatralnym. Rola polegała na tym, że Roman wciągał na scenę kozę, przebywał tam przez minutę, a następnie ponownie ją wyciągał. Po tym nie chciał już być aktorem.

Marzył o zostaniu bokserem i ciężko trenował. Poszło dobrze i wygrał pierwsze 15 walk w swojej bokserskiej karierze. Aż pewnego dnia spotkał starszego doświadczonego boksera, który bił go przez 3 rundy, a ostatecznie znokautował. Więc zrezygnował z boksu.

Roman spróbował swoich sił również jako elektryk. Wspaniale było pracować przy instalacjach i zasilaniu. Rozpoczął naukę zawodu. Aż pewnego dnia prąd go boleśnie kopnął. Więc nie chciał już być elektrykiem.

W międzyczasie jego ojciec Leon ponownie awansował. Został dyrektorem dużej rzeźni, a Roman musiał coś robić po swoich nieudanych przygodach, więc został sprzedawcą mięsa i przetworów mięsnych. Wszystkie umowy handlowe zawierane były ustnie, a porozumienie zostawało oczywiście potwierdzane piciem toastów – najlepiej z musztardówki wypełnionej letnią wódką. Roman pił dużo wódki i to przerodziło się w problem, z którym zmierzył się w 1967 roku, przed ukończeniem 30. roku życia.

Leon, ojciec Romana

Rodzina, dziecko i wygnanie

Rodzina mieszkała teraz we Wrocławiu, a Roman poznał dziewczynę, z którą się zaprzyjaźnił. Miała na imię Elżbieta i po kilku latach znajomości zamieszkali razem i pobrali się w 1965 roku. A 27 października 1965 roku urodził się Dariusz. Była to wielka radość dla całej rodziny i Roman był dumny.

Ale radość trwała tylko chwilę, zanim ciemne chmury ponownie ogarnęły życie Romana. W 1968 r. reżim komunistyczny rozpoczął pozbywać się Żydów z Polski. Oskarżono ich o kryzys i głód, w pokazowych procesach oskarżono ich o zdradę stanu,. W 1969 r. stali się bezpaństwowcami. Rodzinie dano tylko 10 dni na opuszczenie kraju. Wielu Żydów wyjechało do Izraela, ale to nie była opcja dla Romana. Elżbieta była katoliczką. Dlatego Roman, Elżbieta i Dariusz nie zdecydowali się jechać do Izraela. Niewiele krajów przyjmowało wówczas Żydów. Dania była jednym z nich. Przyjechali do Kopenhagi i na początku zostali zakwaterowani w pensjonacie Øst.

Jako wyjątkowo okrutną finezję wygnania, reżim komunistyczny zabronił Żydom przy wyjeździe wywożenia jakichkolwiek materiałów historycznych i dokumentacji z ich życia w Polsce. Żadnych zdjęć, filmów, pamiątek i artefaktów. Cała historia Miedzianogórów musiała pozostać we Wrocławiu. Później rodzinie Elżbiety udało się przywieźć kilka zdjęć i dokumentów, gdy odwiedzali rodzinę w Danii. Reszta została utracona.

Podróż do Danii

W 1969 r. do Danii przybyło 3.400 polskich Żydów i zostali oni dobrze przyjęci. „W Danii ratujemy Żydów” – to było oczywiste po II wojnie światowej, kiedy duńscy Żydzi zostali przywiezieni do Szwecji i uratowani.

Dla Romana to przeżycie było szokiem. Po raz kolejny został wyrzucony, zmuszony do wyjazdu. To było przypomnieniem tego, czego doświadczyli jego rodzice, kiedy był dzieckiem – teraz ta trauma przeszła na Romana. Później opowiadał o podróży do Danii – i o tym, jak patrzył na swoją rodzinę i przez całą noc zastanawiał się: „Jak mogę się o was wszystkich zatroszczyć? W co się pakujemy? Co się stanie? “. Często mówił Dariuszowi i Sofii, że ma nadzieję, że będą ostatnim pokoleniem, które doświadczy przymusowej ucieczki tylko dlatego, że są Żydami. I to również ukształtowało jedną z zasad życia Romana, którą przekazał swoim dzieciom: „Tylko dlatego, że inni mówią, że tu należysz, pamiętaj, że prędzej czy później będziecie postrzegani jako Żydzi. Nie jesteście Polakami, nie jesteście Duńczykami – jesteście przede wszystkim ludźmi”.

Po pół roku pobytu w Pensjonacie Øst Roman i jego rodzina przenieśli się do Hørsholm gdzie otrzymali mieszkanie w Hørsholm Park. W Hørsholm opiekowała się nimi rodzina odwiedzająca. Dużą rolę odegrał też tutejszy Lions Club.

Rodzina zabrała się do pracy: Leon, który stopniowo stawał się starszym dżentelmenem, został ekspedientem w sklepie Thorupa z odzieżą męską w dzielnicy Nørrebro. Elżbieta uczyła się języka duńskiego w przedszkolu, a po dwóch latach dostała pracę jako nauczycielka w szkole dla dzieci ze specjalnymi potrzebami. Roman dostał pracę w firmie produkującej torebki na kwiaty, gdzie później został brygadzistą.

W 1975 roku Roman i jego rodzina otrzymali duńskie obywatelstwo i mogli nazywać siebie Duńczykami.

Różnice kulturowe

W Danii Roman nie zawsze wiedział jak się ma zachować. Powodem były różnice, nie tylko w kwestii jedzenia. Zdaniem Romana, podobnie jak wielu innych Polaków, jedzenie było bez smaku, śledzie zbyt słodkie, za mało słone. Ale najgorszy był chleb. Czarny chleb to coś, co serwują więźniom w więzieniu w Polsce. W Danii nazywa się on chlebem żytnim i odgrywa kluczową rolę na stołach w czasie lunchu oraz w kanapkach pakowanych jako suchy prowiant. Fuj, ale nie dobre.

Były też inne różnice między kulturą duńską i polską oraz kontaktami międzyludzkimi. W Polsce wpadało się prostu do znajomych bez zapowiedzi. Ci kładli na stole dodatkowe talerze i gotowali dodatkowe jedzenie, a potem się razem jadło. Jeśli nawet umawiano się na wizytę, to nie dokładnie na godzinę, ale „wieczorem” lub „jutro po południu”, a potem przychodziło się, jak komuś pasowało.

W Danii jak umawiasz się na godzinę 18 na obiad – to przychodzisz na 18. Zdarzało się, że cała rodzina Miedzianogórów w porze posiłku przychodziła do opiekującej się nimi rodziny bez zapowiedzi. Uśmiechy u opiekującej się rodziny były nieco sztywne, ale była ona cierpliwa i przyjazna, a Romanowi wyjaśniono, jak to się robi w Danii. Chociaż Roman nie zawsze pamiętał o punktualności.

Ale udało się, z czasem krawędzie zostały oszlifowane, rodzina nauczyła się mówić po duńsku, zadomowiła się w duńskim społeczeństwie, a Roman zaangażował się w swoje nowe życie.

W listopadzie 1971 roku urodziła się Sofia i od początku została córcią tatusia. Mieli takie same charaktery. Mogli się kłócić, obydwoje potrafili krzyczeć na siebie głośno – ale to nigdy nie było na poważnie. Kochali się. Roman uczył Sofię, że żaden mężczyzna, naród ani religia nie powinny nad nią panować i mówić co ona może, a czego nie może robić. Nauczył ją boksować, żeby mogła się bronić, gdy ktoś jej groził, i co roku, 8 marca, w Dzień Kobiet, składał jej życzenia. Kiedy Sofia miała 8-9 lat, spotkał ją w szkole mobbing. Nazywano ją czosnkiem, Żydówką i innymi mniej miłymi rzeczami. Ogarniała ją rozpacz bo czuła, że właściwie nigdzie nie pasuje. Nie była ani Polką, ani Żydówką, nie była też tak naprawdę Dunką. Z tego powodu była smutna. Wtedy Roman powiedział do niej: „Jesteś Europejką i jesteś człowiekiem. Nie potrzebujesz niczego więcej. Zaufaj sobie jako człowiekowi ”.

Wielkie serce i duch przedsiębiorczości

Roman, jak wspomniano powyżej, został brygadzistą w fabryce toreb plastikowych i tutaj jego wielkie społeczne serce dla osób odbiegających od normy i nieprzystosowanych pokazało się na serio. Zatrudnił młodych rozrabiaków i rockersów w fabryce, dał im szansę. Nie bał się ich, był w stosunku do nich bardzo wyraźny i stawiał wymagania. Musieli przychodzić na czas, w przeciwnym razie wylatywali z pracy. Zdobył szacunek tych młodych ludzi. Zdarzyło się, że najgorsi rozrabiacy w Hørsholm ukradli wcześnie rano motorower, aby zdążyć na czas do fabryki. 15 minut później policja dotarła do fabryki gdyż ci lokalni rozrabiacy byli dobrze znani na miejscowym posterunku policji. Roman sprawił, że policja zadowoliła się zabraniem motoroweru i pozwoliła chłopakom zająć się pracą.

Kiedy Roman z Dariuszem i Sofią był pewnego dnia w miejscowej galerii handlowej Midpoint, przywitały go wielkie, wytatuowane typy ze znakami gangu motocyklowego na plecach, które podeszły do Romana. Byli to rozrabiacy, którzy już się zestarzały, ale dalej byli wdzięczni i powiedzieli Romanowi, że „jeśli jest ktoś, kto grozi twoim dzieciom, powiedz nam, a będą mieli z nami do czynienia”.

W 1980 roku fabryka została zamknięta, a Roman stracił pracę. Pierwsze dni były trudne. Roman, który nie miał wykształcenia, nie mógł znaleźć pracy. Ale wtedy rozpoczęła się era przedsiębiorczości Romana. Uniezależnił się i próbował wielu rzeczy: eksportował prezerwatywy z Danii do Polski, sprowadzał suche toalety z Norwegii, importował herbaty ziołowe i leki z Polski do Danii, doradzał przy inwestycjach w Polsce. Doradztwo to kontynuował później dla firmy Accumulator Invest należącej do Klausa Riskjæra. Otworzył i prowadził „Galerię Petit” w Hørsholm, w której wystawiali lokalni artystów, ale nie tylko.

Nie było żadnych ograniczeń co do tego, czego próbował. Jego umiejętność nawiązywania kontaktu sprawiła, że przebijał się przez mury i nawiązywał relacje z ludźmi wszelkiego rodzaju. Niestety, jego przenikliwość biznesowa i umiejętność przekładania wielu dobrych pomysłów na solidny, przynoszący dochody biznes, nie były najlepsze.

Nauczyciel i nauczanie języka ojczystego

Pod koniec lat osiemdziesiątych Roman zaczął kształcić się na nauczyciela. I zaczął walczyć o to, by gmina Kopenhaga oferowała naukę języka ojczystego nie tylko dla dzieci polskich rodziców, ale dla wszystkich narodowości i kultur. W tym czasie uchwalono unijne prawo dające dzieciom prawo do nauki języka ojczystego, ale Kopenhaga nie była z tego zbytnio zadowolona. Ale Roman walczył nadal walczył, a kiedy skończył edukację nauczycielską, sam został zatrudniony w gminie Kopenhadze, gdzie później został kierownikiem edukacji języków ojczystych.

Małżeństwo z Marysią

W 1998 roku Elżbieta i Roman zdecydowali się na rozwód. Odbyło się to niedramatyczne, pozostali najlepszymi przyjaciółmi i widywali się do końca życia Romana. W latach 80. Roman poznał w Polsce Marysię, z którą razem zamieszkali w Vanløse. Roman był nauczycielem języka, a Marysia magistrem filologii polskiej. Dzielili się więc też na niwie profesjonalnej. Marysia jest także pisarką. Napisała historyczną książkę „Róże dla Lone”, do której Roman robił research.

Praca społeczna i medale za zasługi

W latach 80. w krajach komunistycznych zaczęły krążyć marzenia o wolności. Także w Polsce, gdzie w 1980 roku narodziła się Solidarność z Lechem Wałęsą na czele. Ale w Polsce w 1981 roku ogłoszono stan wojenny, a jednocześnie na dobre rozpoczęły się humanitarne działania Romana na rzecz Polaków. Zorganizował pomoc dla ludności, której, podobnie jak jemu w dzieciństwie, brakowało wszystkiego, od ubrań po artykuły toaletowe, towary konsumpcyjne i żywność. Był współzałożycielem i aktywnym członkiem Towarzystwa Przyjaźni Duńsko-Polskiej i nawiązał dużą sieć kontaktów w całej Europie, Danii i Polsce. Praca ta została zauważona przez polski rząd po upadku reżimu komunistycznego w 1989 roku. Roman został nagrodzony kilkoma polskimi orderami i medalami, w tym Srebrnym Krzyżem Zasługi w 2005 roku i Krzyżem Kawalerskim za zasługi dla Polski w 2012 roku.

W Wilnie z Andżeliką Borys, przewodniczącą Związku Polaków na Białorusi

Polska wypędziła Romana, gdy miał 30 lat – ale Roman nigdy nie zrezygnował z kraju, w którym spędził młodość. Jego stara ojczyzna nadal miała miejsce w jego sercu.

Flemming Madsen
Tłumaczenie: Roman Śmigielski

(Fragment mowy pogrzebowej na uroczystości pożegnania Romana Miedzianogóry w dniu 24 lutego 2022 r.)

IP 118-119  2022

Udostępnij artykuł:

Facebook
Twitter

Warto przeczytać

Zofia Klemens – Sprawiedliwa Wśród Narodów Świata

We wrześniu 1939 r. Rzesza Niemiecka i Związek Sowiecki dokonały zbrojnej inwazji na Polskę rozpoczynając II wojnę światową. W wyniku tej agresji prawie 6 milionów polskich obywateli straciło życie, w tym ok. 3 miliony Polaków żydowskiego pochodzenia. Na okupowanych terenach Polski Niemcy wprowadzili karę śmierci nawet za najmniejszą pomoc Żydom…

Dodekalitten

W sercu baśniowej duńskiej wyspy Lolland, otoczonej złotymi polami i malowniczym wybrzeżem, stoi monumentalne dzieło sztuki współczesnej – Dodekalitten. Jest to duński odpowiednik kamiennych posągów z Stonehenge lub z Wyspy Wielkanocnej. Dodeka oznacza po grecku liczbę dwanaście. Dodekalitten można przetłumaczyć jako Dwanaście Kamieni.