Z cyklu: Szarganie poprawności
Amerykanie ogłosili niedawno, że część dokumentów dotyczących zamachu na prezydenta Kennedy’ego, nawet po 50 latach nie nadaje się do upublicznienia… Pewnie mają swoje racje i pozostaje nam zadowolić się że, z trudem bo z trudem, ale przynajmniej niektóre inne prawdy wolno wreszcie ujawnić. Ot, na przykład, że George Washington był właścicielem niewolników.
Ano, mówi się trudno i zagląda na domowe podwórko. Wszak także nad Wisłą nie ustają zmagania z iście demonicznymi tajemnicami sprzed lat kilkudziesięciu. Ot, choćby z sekretami legendarnego już „Aneksu” w sprawie dobijania nadwiślańskiej komuny. Tajemnice, przed ujawnieniem których wzdragało się już pół tuzina prezydentów i pół kopy ministrów. I zapewne nie bez racji! Wszak mogą zawierać np. smakowite raporty jakiegoś agenta Tomka, Romka lub Atomka, który przebrany za babkę klozetową w luksusowym hotelu, coś przerażającego, a zwłaszcza smakowitego, na „taśmach” nagrał.
A w takiej atmosferze być może jeszcze za wcześnie na publikacje doniesień agentów carskiej policji lub plany magazynów siana dla ułańskich koni…? A co z raportami UB na temat „takich co ukradli księżyc”? Warto w tym miejscu przypomnieć, że przecież wcale nie tak dawno, odpowiednie Instancje zniosły „zapis” na dzieła Mikołaja Kopernika.
No, ale nie rozpędzajmy się z krytyką, pamiętając, że każda rewelacja z minionego stulecia może mieć jakąś wartość i komuś w roli legendarnych „haków” posłużyć . A że ma wiekową „brodę”? A któż by się takimi drobiazgami przejmował? Wiadomo, że cel środki uświęca.
Również mało wojowniczy Duńczycy postanowili popłynąć na modnej ostatnio fali. Wojen czy dyktatur, a zatem i męczenników/męczennic zbyt wiele do rozpamiętywania w tych stronach nie ma, to też nadająca ton, polit-poprawna lewica wskoczyła na innego, bardzo ostatnio modnego „konika”: importowaną ze Szwecji i Ameryki plagę oskarżeń o „molestowanie”. Nawet gdyby ograniczało się tylko do ciągnięcia koleżanek za warkocze na dużej przerwie Anno Domini 1960…
Oczywiście głównie rozchodzi się o „końskie zaloty” w studiach filmowych, teatralnych garderobach, a już zwłaszcza w czasie arcypopularnych julefrokostów, suto zakrapianych, firmowych przyjęć przedświątecznych. Występki takie (mniam, mniam!!!) przytaczane bywają z największą powagą, nawet jeśli były to umizgi w czasach czarno-białej telewizji.
A że to nie zupełne bajki, także ten i ów zwykły zjadacz chleba z pewnością potwierdzi, bo przecież nie tylko artyści i bossowie bywają za młodu nazbyt przedsiębiorczy i pomysłowi.
Oto np. wasz gawędziarz dowiedział się niedawno od wnuków kolegi Wicka z 3. klasy kozielskiego gimnazjum (matura 1950!), że Adam be „ma coś za uszami…”. Sytuacja na niezbyt wielką skalę, ale niemal wzorcowa. Z Wickiem rywalizowaliśmy w roku 1947 o względy klasowej piękności Jasi G. Szanse Adama be w tych konkurach nie były najgorsze, nic więc dziwnego, że wzgardzony Wicek sympatii do rywala nie żywił i najwyraźniej powziął do niego uraz dozgonny. A jeśli dodamy do tego kompromitującą okoliczność, że „klasowo obcy” Adam be znał język Szekspira i czytał angielskie książki, zrozumiemy powagę ówczesnej sytuacji. A ponieważ nasz Wicek, jako niezwykle gorliwy „działacz młodzieżowy” miał dostęp do tajemnic „służb i komitetów”, tego i owego o niepoprawnym Adamie be się dowiedział i – późno bo późno – ale wnukom w XXI wieku przekazał. A ci, może nie zawsze w prehistorii dostatecznie zorientowani, zgrzybiałego wroga klasowego palcami pokazują: To ten, który ma coś za uszami! Wprawdzie co młodsi nie bardzo pojmują: czy Adam be nie słuchał UB na polecenie BBC, czy słuchał BBC na złość UB, ale jakież to może mieć znaczenie, nawet zakładając, że ktoś jeszcze potrafi owe skróty rozszyfrować! Ważne, że delikwent „ma coś za uszami”.
Mamy tu do czynienia z uwspółcześnioną wersją historii o kradzieży roweru: nie wiadomo, czy on ukradł, czy jemu ukradli, ważne że „ma coś za uszami” (kto wie, może właśnie cały ów fatalny rower w fizycznej postaci?).
A morał z tych perypetii taki, że trzymane w pancernych szafach rewelacje to właśnie owe osławione „haki”. A wiedza o ich istnieniu jest najprzydatniejszą bronią, gdy pozostaje utajniona! Tak w Dallas, jak w Hollywood czy Nadwiślańskich Kasach Pancernych lub kartotekach duńskiej wytwórni filmowej Nordisk Film…
Adam be
IP 100 2018