…Ludzie czasem patrzą na mnie jak na głupka. „On chyba nie jest zbyt inteligentny, skoro robi tyle błędów gramatycznych. Tak długo już tutaj mieszka, a nie potrafi się dobrze wysłowić po polsku. To na pewno debil”. Mam brzuszek, śmieszny akcent, łysieję, nie przypominam typowego polskiego faceta. Mylę się, przyznaję do błędów. Ale wiecie co? To jest magnes, który przyciąga kobiety. Nigdy nie wstydziłem się być sobą – małym gówniarzem z akordeonem. Dorastałem w Kopenhadze, ale nie czułem się Duńczykiem, nawet przez jeden dzień. Rodzice wychowali mnie na Polaka, tylko tak się akurat złożyło, że mieszkaliśmy w Danii. Dopiero kiedy przyjechałem do Polski, dowiedziałem się, że chyba nie jestem prawdziwym Polakiem, bo jakoś dziwnie mówię, dziwnie się zachowuję. Są ludzie, którzy samo moje istnienie odbierają jako prowokację. Źle się z tym czują. „Bo niby kim on jest? Artystą? Błaznem? Wytworem mediów?” Jestem po prostu sobą, choć to niełatwe zadanie.
…W moim domu nie było narzekania ani na Polskę, ani na Danię, a to jest bardzo ważna kwestia. Moja ciotka czasem narzekała na imigrantów z Turcji. Tłumaczyłem jej, że próbują żyć w Danii, bo u siebie jest im ciężko. Odpowiadała zwykle: „Czesław, a Ty myślisz, że komunizm był łatwy”. Pewnie, że nie był, ale czemu ma służyć ta licytacja nieszczęść narodowych, podziałów na lepszych i gorszych? Nie rozumiem, dlaczego Polacy emigrując, mają nadzieję na pomoc, ale kiedy do Polski chcą przyjechać ludzie będący w dużo gorszej sytuacji ekonomicznej, socjalnej, czy politycznej, nie ma w nas zrozumienia.
…W Polsce wszyscy na wszystkim się znają, od sportu przez politykę po literaturę piękną, więc powiedzieć głośno, że się czegoś nie wie, to największy wstyd i nietakt. „Jak to? Nie czytałeś Gombrowicza? To się nawet nie przyznawaj!” Dlaczego miałbym się nie przyznać? To, że nie czytałem Gombrowicza albo Schulza, nie znaczy, że nie mam niczego ciekawego do powiedzenia. Schulza zresztą próbowałem, ale to za trudne…
…Polska nigdy nie zdążyła się stać dla mnie zupełnie obcym krajem, nigdy na dłużej nie straciłem z nią kontaktu. Chociaż oczywiście są rzeczy, których kompletnie nie ogarniam. Jakieś dokumenty, jakieś papiery z ZUS-u… Przychodzi coś, ja to otwieram i zawsze jestem okropnie zestresowany, bo nie wiem, o co chodzi. Nic z tego nie rozumiem i muszę prosić kogoś o pomoc. Dopóki ktoś mi nie wytłumaczy, czuję się jak w szkole, kiedy nie odrobiłem zadania z matematyki.
…To, że w Polsce mieszka grupa ludzi, którzy z różnych przyczyn i powodów są asocjalni, nie oznacza, że taka jest cała Polska. To duży kraj, ma sporo mieszkańców, a każdy ma prawo do swoich poglądów, bo od tego jest demokracja. Warunkiem jest nierobienie innym krzywdy. Chciałbym żyć w kraju, w którym mój język nie jest powodem do hejtu czy agresji. Mam paszport obywatela tego kraju, czuję się Polakiem, jestem katolikiem, ale nie chcę, żeby ktoś mierzył „ile Polaka jest w Mozilu”.
…Martwią mnie ludzie, którym wydaje się, że jak nie maszerujesz z flagą 11 listopada, nie chodzisz co niedzielę do kościoła albo chcesz mieć dziecko z in vitro, to znak, że nie jesteś prawdziwym Polakiem. Skąd biorą się ci ludzie i dlaczego myślą, że mają patent na polskość? Chciałbym to zrozumieć. Nie mogę spokojnie patrzeć, jak w godzinę W neonaziści maszerują z flagami, jakby zapomnieli, że 70 lat temu ich dziadkowie walczyli właśnie przeciw takim, jak oni.
[Czesław Mozil, Jarek Szubrycht „Nie tak łatwo być Czesławem”, oprawa miękka, liczba stron: 320, wydawnictwo: Otwarte, rok wydania: 2015]
IP 92 2016