Przypomnijmy, że właśnie wtedy wspominano inne stulecie: – upływał wiek od Kongresu Wiedeńskiego, który podział Polski i podległość Polaków trzem zaborcom ostatecznie przypieczętowywał. Mijał wiek niewoli, i co najgorsze, niewoli rozbiorowej więc dotkliwszej niż np. los Czechów, Słowaków czy Finów, którzy musieli stawiać opór tylko jednemu tyranowi.
Stąd niepowodzenia powstań, stąd i gospodarcze zaniedbanie „prowincji granicznych”, stąd zrozumiała, jakże groźna dla naszego narodu, współpraca zaborców w zwalczaniu buntów, powstań czy nawet biernego oporu. Natomiast, być może, zbyt mało uwagi poświęca się innej stronie życia czasu rozbiorów, a to z racji pewnego paradoksu: był nim słabnący ucisk, cywilizowanie się zaborczych mocarstw i co za tym szło, zrozumiała skłonność do godzenia się z losem, wykorzystywania możliwości i dostosowania do „nieodwracalnego”. Innymi słowy: sprawa narodowa miała się źle, bo życie się poprawiało. Zesłanie można było przeżyć – ba, czasem nawet karierę zrobić lub wysoko awansować w zaborczych armiach. Wspomnijmy też o zastępach „Wokulskich” bogacących się na współpracy z wielkimi gospodarkami zaborców. I co chyba nie mniej ważne: polepszenie losu odczuła najliczniejsza warstwa społeczna: chłopi, uwłaszczeni właśnie przez kajzera, cysorza czy cara batiuszkę.
Ale, rzecz dziwna, o ile pozytywne strony obcego panowania grały na niekorzyść „sprawy narodowej”, tak z drugiej strony, nasze rozliczne wady i przywary pod zaborami się przydały. Osławione sobiepaństwo, indywidualizm, stawanie okoniem i nadmierna fantazja w niemałym stopniu owe ruskie, pruskie i rakuskie wędzidła zrywały, stanowiąc podatny grunt pod zasiew patriotycznych prądów, wolnościowych idei i przesłań, jakie niosła niespotykana, ani przedtem, ani później, twórczość patriotyczna i narodowa. Wszak owch sto lat rozbiorowej nocy zaowocowało twórczością będącą dziś trzonem polskiej kultury i skarbem narodowym – w literaturze, historiografii, muzyce, malarstwie czy myśli społecznej i politycznej. Nie sposób, w skromnym felietoniku bodaj tylko wyliczyć postaci owego pocztu twórców zasłużonych w wieku niewoli. Podsumujmy zatem w nieco lżejszym tonie, że byli to przewodnicy narodu: od Asnyka do Żeromskiego!
Ale przecież nie tylko owi najwięksi luminarze i geniusze budzili naród i motywowali do czynu. Nie mniejszą rolę w tworzeniu świadomości narodowej pośród naprawdę szerokich mas chłopskich i rodzącego się proletariatu miejskiego odegrały tysiące działaczy, nauczycieli, wiejskich proboszczów, społeczników… A plon ich działalności? Zaskakujące swym zasięgiem rozbudzenie świadomości narodowej, patriotyzmu, gotowości do coraz dalszych poświęceń i – co może nigdy nie było naszą cnotą największą – wytrwałości i systematyczności, bez których mogło nie być wydarzeń roku 1918! Bo przypomnijmy, że I wojna światowa – owa „wojna ludów”, o którą modlił się Mickiewicz, zarówno Polaków, jaki i resztę Europy nieco zaskoczyła. I można się zastanawiać, czy bez rozbudzonego w XIX stuleciu patriotyzmu i świadomości narodowej najszerszych mas, odtworzenie i umocowanie państwa na europejskiej scenie w roku 1918 nie byłoby znacznie trudniejsze, jeśli w ogóle możliwe?
Odrodzenie stało się jednak faktem! Nie zabrakło ochotników do walki we wszystkich polskich społecznościach: Od Chicago do Tobolska… Nie zabrakło żołnierzy-ochotników, znaleźli się dowódcy, znaleźli działacze i politycy międzynarodowego formatu, zdolni przeciwstawić się ideologom imperiów i adwokatom ancien règime niechętnym „…jakimś Polakom, o których nic nie wiemy”. Egzotycznym dziwakom, którzy z uporem starają się naruszyć jakże drogi zachowawczym elitom, przedwojenny kształt świata, Europę cesarzy, królów i giełdowych potentatów. I co ważne, przeciwstawić się wrogim, a niekiedy także groźnym, postawom i działaniom mniejszości narodowych, które bynajmniej za polską państwowością nie tęskniły… Na dobrą sprawę, bezinteresownie sympatyzowali z Polakami tylko nieliczni, by wymienić np. Duńczyków, którzy z przegraną zaborczego cesarstwa niemieckiego wiązali nadzieje na odzyskanie ziem utraconych w nieszczęsnej wojnie roku 1864. I którzy, podobnie jak Polacy, musieli ostatecznie pogodzić się z niepomyślnymi wynikami przeprowadzonych plebiscytów: na Mazurach, Górnym Śląsku i w Szlezwiku.
Ale przecież były to tylko mniejsze cienie na obrazie odrodzonej, Najjaśniejszej Rzeczpospolitej. Na obrazie wyśnionym przez kolejne pokolenia, jak pisał Mickiewicz: „urodzone w niewoli, okute w powiciu…”. Bo oto właśnie przed wiekiem nasi przodkowie – ojcowie naszych dziadków, równo sto lat temu, celu dopięli i mogli z podniesionym czołem i z pełnym przekonaniem śpiewać: Z trudu naszego i znoju Polska powstała by żyć!
A.B., Kopenhaga, 2018 r.
IP 101-102 2018