Noc w Gliwicach i Bajki z Tysiąca i Jednej Nocy

Jakoś bez większego rozgłosu minęła niedawno kolejna rocznica, prawdziwego momentu wybuchu II wojny światowej. Jej pierwsze strzały padły bowiem już wieczorem 31 sierpnia 1939 r. Może warto zatem przypomnieć operację znaną pod nazwą „Napad polskich wojskowych na radiostację gliwicką”, a wykonaną wieczorem w ostatnich godzinach pokoju.

Z cyklu: Szarganie poprawności

W owej odległej przeszłości szanujący się, i jako tako rozgarnięty napastnik, starał się swe niecne postępki w miarę możliwości uwiarygodnić i usprawiedliwić. Gotowi do ataku hitlerowcy wieczorem 31 sierpnia wysłali kilku przebranych w polskie mundury więźniów, pod dowództwem SS-mana Alfreda Naujocksa, do pozorowanego ataku na położony na przedmieściach Gliwic, nie będący bynajmniej rozgłośnią, przekaźnik radiowy transmitujący programy z Wrocławia. Napastnicy oddali parę strzałów w sufit, trochę pohałasowali, kazali dyżurnym technikom przygotować prowizoryczny mikrofon, po czym wygłosili płomienne, acz niezbyt składne, wezwanie do jakiegoś zrywu, czy powstania przeciw Trzeciej Rzeszy. Przypomnijmy, dla ścisłości, że w owych czasach zbyt wiele radioodbiorników nie było, ale kto miał ów „złowrogi apel” usłyszeć, ten go z pewnością usłyszał. Przebranych więźniów szybko usunięto, w kilka godzin później wojna światowa stała się faktem, a Hitler na porannym posiedzeniu Reichstagu mógł oznajmić światu, że Polska „mit bereits regulären Soldaten” niewinną Rzeszę zaatakowała.

Incydent przepadł w mrokach historii zapewne także dlatego, że to politycy i wojskowi zabrali się do kierowania przypadkowymi aktorami. Amatorzy! Nie znali jeszcze późniejszych wynalazków z Hollywood rodem, gdzie zawodowi, obdarzeni bezkresną fantazją propagandyści, autorzy niedorzecznych baśni, kręcą sami i podpowiadają politykom, jak kręcić należy.

Być może napastnicy-przebierańcy osiągnęliby więcej, gdyby znali panujące dziś w eterze mody i zwyczaje? Gdyby tak np. urozmaicili swój występ reklamami, albo uporczywie zagłuszali czytającego „syntetycznym” hałasem zwanym dżinglami? Albo, wzorem dzisiejszych przeglądów prasy, nadawali jednocześnie: głos czytającego, szelest gazety i natarczywy podkład muzyczny? Lub tak dziś popularne występy spikerów parami; wprawdzie coraz mniej można dosłyszeć, ale, zawsze miło posłuchać, jak się ładnie kłócą! Zaś wspomniane wezwania do walki z pewnością wypadłyby bardzo atrakcyjnie, i może nawet skutecznie, odczytywane z tak dziś powszechną szybkością karabinu maszynowego (oczywiście z nieodzownym podkładem muzycznym).

Wiadomo, że nic z tych rzeczy wydarzyć się nie mogło a hollywoodzkie fantazje zapanowały nad światem dopiero pół wieku później, gdy dysponując najnowszą techniką, coraz rzadziej kierują się zdrowym rozsądkiem i poszanowaniem rozumu odbiorcy. Natomiast by sprostać wymaganiom rynku i globalnym mocarzom nie mogą się już obejść bez coraz większych „gliwickich radiostacji”. Bowiem dziś, w dobieraniu się do egzotycznych, nieposłusznych dyktatorów nie wystarczy strzelanie w sufit ciemną nocą, ani nawet pojedynczy wariat z tak obecnie modną w Ameryce, „bronią półautomatyczną”. Dziś szeroki ekran wymaga by płonęły stalowe wieżowce, kruszyły się gigantyczne betony, a kilkusettonowe samoloty wypalały się jak sztuczne ognie.

Ale najlepszy scenariusz zakłada znalezienie (lub wymyślenie) przeciwnika będącego posiadaczem „broni masowej zagłady”, a także atrakcyjnych pól naftowych, i sprawienie, by w określonym czasie i miejscu, zaatakował własnych obywateli, najchętniej w porze największej oglądalności TV. A zaatakował w taki sposób, by przede wszystkim zginęły kobiety, starcy i dzieci.

No, a czyż w takich okolicznościach, siły „dobra i piękna” mogą od ukarania łobuza odstąpić? I to ukarania koniecznie w porze nadawania dziennika wieczornego! I można iść o zakład, że gdy grzmią najznamienitsi, światowi politycy i płaczą najsłynniejsi komentatorzy, widownia zapomni chwilowo o „wynikach ekstraklasy” i zeszłorocznym molestowaniu gwiazdeczek. Natychmiastowe „chirurgiczne” uderzenie w dyktatora z kręcących się akurat w pobliżu lotniskowców, nikogo nie oburzy a niejednego naprawdę ucieszy.

Więc chociaż wypada się cieszyć, że „siły dobra” tak przemyślnie świata strzegą, to do pełni szczęścia brakuje tylko, by przy pomocy historyjek z Tysiąca i Jednej Nocy, przestały nas traktować jak bezkrytycznych durniów.
Adam be

IP 103 2018

Udostępnij artykuł:

Facebook
Twitter

Warto przeczytać

Sztuczna inteligencja (SI)

Poniższy artykuł został napisany przez sztuczną inteligencję. Redakcja Informatora Polskiego sformułowała pytania a sztuczna inteligencja (https://chat.openai.com) na nie odpowiedziała.

DANIA Tu mieszka spokój

Dania jest w moim życiu miejscem magicznym, do którego entuzjastyczne powracam, w którym czuję się jak w domu, o którym często myślę i które mnie inspiruje. Chciałabym, żeby zainteresowała także was… Marzy mi się przeflancowanie na nasz grunt pozytywnego konotowania wspólnotowości, umiejętności współdziałania praktykowanej w ćwiczeniach codzienności, zbliżona do duńskiej umiejętność prowadzenia publicznej debaty, kultura konsensusu, a nade wszystko odnalezienie również i przez nas tego, co jest najważniejszym zasobem naturalnym, prawdziwym złotem Duńczyków – zaufania społecznego.

(Sylwia Izabela Schab – fragment wstępu do książki „DANIA Tu mieszka spokój”.)

Uroczystości na wyspie Møn

5 maja 2023 r., w 78. rocznicę wydarzeń, które miały miejsce w dniu wyzwolenia Danii 5 maja 1945, w porcie Klintholm upamiętniono ocalałych i zmarłych więźniów obozu w Stutthof oraz Duńczyków, którzy im pomogli.
W ceremonii w Klintholm wzięli m.in. udział Ambasador RP Antoni Fałkowski, Burmistrz gminy Vordingborg Mikael Smed, przedstawiciele miejscowej ludności, potomkowie byłych więźniów, reprezentanci duńskich organizacji polonijnych.
Po złożeniu kwiatów głos zabrał Ambasador RP oraz Burmistrz gminy Vordingborg. Organizatorka uroczystości Lidia Szuster, przewodnicząca Związku Polsko-Duńskiego w Næstved; odczytała list skierowany do uczestników od Muzeum Obozu Stutthof.