Z cyklu: Szarganie poprawności
Przyszedł jednak czas, że trzeba zabierać głos w sprawach naprawdę dla duńskich gospodarzy ważnych. Jak twierdzą angielscy – a za nimi oczywiście także nordyccy patrioci – tym razem nie chodzi o jakieś tam problemy dotyczące śmierci czy życia, tu idzie o piłkę nożną!
Bo oto takie właśnie niepokojące wieści, wagi najwyższej, dotarły jakoś do nordyckich stadionowych patriotów wraz z grzmotami dobiegającemi znad wiślańskich trybun, mównic i wyroczni – na razie tylko w sprawach politycznych. Owe, wręcz mocarstwowo brzmiące zapowiedzi, że jakaś tam „obca” Unia – „twór wyimaginowany” – czy też złośliwi potomkowie Gallów lub Teutonównie będą dumnym Lechitom dyktować unijne normy czy przepisy i to dyktować w obcych językach! I czyż można się dziwić, że takimi właśnie grzmotami najwyższych nadwiślańskich Autorytetów, mogli się zaniepokoić gracze, działacze i krzykacze z tutejszych stadionów.
Przestraszyli się na myśl, co będzie, gdy Lechici (ci od poznańskiego„Lecha”) lub Wiślanie (od krakowskiej „Wisły”) pójdą śladem swych politycznych przywódców i prezesów! Że zatem w czasie którychś mistrzostw, rozgrywek czy eliminacji, jakiś kapitan, czy może nawet prezes, powie, że żadna „wyimaginowana” FIFA czy UEFA nie będzie nam dyktować, kiedy „karny”, kiedy „spalony” lub ilu zawodników wbiegnie na murawę. A na dodatek, horrendum, będą to robić w obcym języku!
No, z jednym może wyjątkiem, gdy będzie to powiedziane w języku dobrego Wujaszka Sama, któremu winniśmy, by zacytować Wieszcza: „…miłość, szacunek i posłuszeństwo bez granic!” Tyle, że ów Wuj na piłce nożnej zbytnio się nie zna, a to, co u siebie nazywa footballem, przypomina raczej jakąś inwazję opancerzonych kosmitów, którzy-aby było śmieszniej – grają swój football głównie rękami. Chociaż tamtejsza językowa oryginalność nie powinna specjalnie dziwić, gdy przypomnimy, że w ojczyźnie Wuja Sama np. czarni ludzie zwani są konsekwentnie „kolorowymi”. Ale po co my czytelnikowi zawracamy głowę problemami z pogranicza optyki i polityki? Wszak już przed laty usłyszeliśmy, że: „nikt nam nie wmówi, że białe jest białe, a czarne jest czarne!”
A wracając do zaniepokojonych piłkarzy i kibiców małej ojczyzny wielkiego Andersena, miejmy nadzieję, że konfliktu z Lechitami uda się uniknąć. Zwłaszcza, że tutejsi władcy, zapewne z pokolenia niegdysiejszych „dzieci kwiatów”, rozkręcają ostatnio tyleż polit-poprawną, co smakowitą, sprawę nieletnich żon „nowo-Duńczyków”. Oto bezduszna pani minister i urzędnicy poprzedniego(!) rządu odmawiali owej przybywającej zza mórz młodzieży wspólnej sypialni od pierwszego dnia (no, nie tylko dnia…) pobytu w imigranckich ośrodkach. Wprawdzie tubylcze prawo coś tam o wieku oblubienicy stanowi, ale ponoć odnośne dokumenty nie były rozpatrywane we właściwej kolejności i bez należytej wnikliwości… No, ale czyż my nie żyjemy w ojczyźnie Gangu Olsena?
Ale ufajmy, że sporu z ojczyzną nieodżałowanego Stanisława Barei uda się uniknąć. Wszak wiadomo z historii, że na dworze jakiegoś padyszacha lub kacyka, gniewu Pańskiego udało się uniknąć przy pomocy jednego celnego bon motu podrzuconego przez trefnisia czy przybocznego dworaka. Zwłaszcza jeśli trafił w gusta Dostojnej Osoby. Może więc i tym razem udałoby się zgrzyty wyciszyć, gdyby w kołach zbliżonych do Najwyższych Autorytetów rozpowszechnić np. powiedzonko: „Zostawmy może tych Duńczyków, oglądajmy walki byków ”.
Adam be
Wielbiciel Gangu Olsena z wyspy Amager
IP 110-111 2020