Od „Europy Nadziei” do „Europy Łez”
W książce „Europa Nadziei” Lykke Friis spogląda 30 lat wstecz na rok 1989 i dokonuje podsumowań. W 2019 roku znacznie wyraźniej niż w 1989 widać, że zmieniła się historia – w Europie Zachodniej, a tym samym w Danii. Rok 1989 zasadniczo zmienił Europę i świat. Nagle trzeba było na nowo drukować mapy wiszące w europejskich szkołach, aby było miejsce dla zjednoczonych Niemiec i wielu „nowych” krajów na wschód od starej żelaznej kurtyny. Jednym z głównych założeń tej książki jest fakt, że zajmując się tym, co faktycznie wydarzyło się w 1989 r., można lepiej zrozumieć dzisiejszą – i przyszłą – Europę. Chociaż wiele osób w 2019 r. krytycznie odnosiło się do rozwoju Europy, punktem wyjścia dla Lykke Friis, jest stwierdzenie, że dzisiejsza Europa jest znacznie lepsza niż ta przed upadkiem muru berlińskiego. Rakiety nuklearne, które nie grożą już zniszczeniem Europejczyków na Wschodzie i Zachodzie, wolne wybory i prawo do swobodnego podróżowania to klejnoty koronne, których nie można lekceważyć, nawet jeśli już dawno zaczęliśmy uważać je za coś oczywistego i często zapominamy o ich polerowaniu. Nie ma jednak wątpliwości, że nadzieja i radość z 1989 r., dla wielu została zastąpiona niepewnością i rozczarowaniem.
Najnowsza książka Lykke Friis „Europa Łez” to jej osobista opowieść o nowej epoce w Europie i na świecie. Podróż odkrywcza, która zabiera czytelnika do Moskwy i Rzymu, Londynu i Kijowa, Tallina i środkowych Niemiec. Powodem zmiany „Europy Nadziei” w „Europę Łez” są: rosyjska inwazja na Ukrainę, sabotaż gazociągów, kryzys energetyczny, obawa przed III wojną światową – dodając do tego Brexit, ruchy nacjonalistyczne, pandemię i pewne siebie Chiny. Nadzieja na wolny i pokojowy świat, która narodziła się po upadku muru berlińskiego, ostatecznie zgasła ponad trzydzieści lat później. Porządek świata, jaki w Europie myśleliśmy, że znamy, staje się zupełnie inny. Ale jaki? I co to znaczy?
HOLOKAUST ZA POMOCĄ KUL (fragment książki „Europa Łez”)
Ponieważ moja matka jest Niemką i chodziłam do duńsko-niemieckiej szkoły Sankt Petri Skole w Kopenhadze, z mlekiem matki nabyłam świadomość, że Niemcy muszą przetworzyć swoją historię i wyciągnąć z niej wnioski, tzw. Vergangenheitsbewältigung, aby ludobójstwo nigdy więcej nie mogło się powtórzyć. Albo jak powiedział były prezydent Niemiec Richard von Weizsäcker podczas sesji, którą miałem przyjemność prowadzić na Uniwersytecie w Kopenhadze w 2009 roku: „Ci, którzy zamykają oczy na przeszłość, stają się ślepi na teraźniejszość”.
Kilka godzin wcześniej odwiedziliśmy szkołę Sankt Petri, do której oboje uczęszczaliśmy. Weizsäcker w latach dwudziestych XX wieku, kiedy jego ojciec był niemieckim dyplomatą w Kopenhadze. Były prezydent sam był niemal chodzącą księgą historii. Na dobre i na złe. Weźmy tylko fakt, że 1 września 1939 roku był w Polsce na pierwszej linii frontu, gdy hitlerowskie Niemcy zaatakowały Polskę, a po wojnie jako prawnik bronił swojego ojca przed trybunałem zbrodni wojennych w Norymberdze. Następnie został burmistrzem Berlina Zachodniego, prezydentem Niemiec Zachodnich i ostatecznie prezydentem zjednoczonych Niemiec.
Dzięki mojemu wychowaniu i naukom naszego nauczyciela matematyki i byłego żydowskiego bojownika ruchu oporu, Uri’ego Yaari, który często pomijał ułamki zwykłe, aby opowiedzieć nam o marszu śmierci w Auschwitz, niemal przez sen mogę wymienić liczbę zabitych w Związku Sowieckim, których nazistowskie Niemcy mają na sumieniu: 24 miliony. Jednakże fakt, że wielu z nich było Ukraińcami, nie był objęty moim osobistym przetwarzaniem tej wiedzy.
Dopóki nasz kontakt w ambasadzie Danii nie zapytał, czy chcę zobaczyć Babi Jar, moja wiedza na temat nazistowskiego holokaustu na Ukrainie również była ograniczona. Odwiedziłam komory gazowe w obozach zagłady Auschwitz i Majdanek. Jednak fakt, że we wrześniu 1941 r. naziści brutalnie zamordowali ponad 33 000 żydowskich mężczyzn, kobiet i dzieci, nie był częścią programu nauczania historii w szkole Sankt Petri. I najwyraźniej nie byłam sama. Kiedy niemiecki prezydent Frank-Walter Steinmeier wygłaszał przemówienie w Kijowie z okazji 80. rocznicy masakry, powiedział: „Kto w moim kraju, Niemczech, wie o tym holokauście za pomocą kul?”
W czerwcu 1941 roku Hitler zerwał pakt Ribbentrop-Mołotow, na mocy którego nazistowskie Niemcy i Rosja podzieliły między siebie Europę Wschodnią i Ukrainę, i rozpoczął swój Blitzkrieg przeciwko Związkowi Sowieckiemu, a tym samym też Ukrainie.
Babi Jar to jedno z największych pojedynczych ludobójstw II wojny światowej. Do systematycznego zabijania doszło w pobliżu dworca kolejowego, w dużym wąwozie, w którym dziś znajduje się park. Dzień wcześniej nazistowska Grupa Zadaniowa C rozwiesiła w Kijowie ulotki, w których napisano, że wszyscy miejscowi Żydzi powinni stawić się na określonym skrzyżowaniu tego miasta. W przeciwnym razie zostaliby zastrzeleni. Po przybyciu zaprowadzono ich do wąwozu, rozstrzelano i ułożono w stosy w taki sposób, aby zajmowali jak najmniej miejsca.
Każdy, kto odwiedza Babi Jar, nie może powstrzymać się od głębokiego wzruszenia z powodu tych niewyobrażalnych horrorów, które się tu rozegrały. Podczas II wojny światowej zamordowano w tym miejscu od 100 000 do 150 000 Żydów, Romów, Sinti i nie tylko.
Następnie Babi Jar pozostał zapomniany przez całe lata. Pomnik ku czci poległych powstał dopiero w 1976 roku. Być może pewną rolę odegrał fakt, że we wrześniu 1941 roku rolę pomocników nazistów pełnili Ukraińcy, w tym Ukraińska Policja Pomocnicza utworzona przez czołowego nazistę Heinricha Himmlera oraz, że w ówczesnym Związku Radzieckim panował znaczny antysemityzm. Dość zastanawiające było to, że początkowo pod pomnikiem pominięto milczeniem fakt, że w tym miejscu zamordowano głównie Żydów.
Jak wynika z bestsellera amerykańskiego historyka Timothy’ego Snydersa Bloodlands, co najmniej siedem milionów Ukraińców straciło życie podczas ofensywnej wojny Hitlera w Ukrainie. Wojna miała za zadanie zapewnić zarówno Lebensraum oraz dostęp do zbożowego spichlerza Ukrainy. Książka Snydersa jest długim, przerażającym przeglądem tragedii, które dotknęły ten kraj tylko w pierwszej połowie XX wieku. Według polskiego redaktora Gazety Wyborczej, Adama Michnika, Ukraina jest krajem z „najbardziej nieszczęśliwą historią w Europie”.
Pierwszą tragedią Ukrainy był fakt, że Lenin nie chciał zaakceptować niepodległości Ukrainy w latach 1914-1921. Kosztowało to życie około ośmiu milionów Ukraińców. Następną tragedię spowodował Stalin, gdy z pełną premedytacją doprowadził do głodu na Ukrainie (1932-1933). Liczba śmiertelnych ofiar była podobna jak za Lenina. Trzecią wielką tragedią były działania Stalina i Hitlera podczas II wojny światowej. Miasto Charków stało się jedną z największych scen wydarzeń tej wojny. W ciągu kliku lat zdobywano je czterokrotnie. Dwa razy przez nazistów i dwa razy przez Armię Czerwoną. Na koniec z miasta wiele nie zostało, co tłumaczy jego deprymującą sowiecką architekturę, którą widziałam jako obserwator wyborów w 2012 roku.
Mimo tych wszystkich nieszczęść Związek Sowiecki i Rosja zajmuje o wiele więcej miejsca w świadomości Europy (zachodniej). „Ukraina jest peryferią, podwórzem, sferą interesów, strefą buforową i przedmiotem, rzadziej podmiotem” – jak zauważył niemiecki historyk Karl Schlögel w książce Entscheidung in Kiew – „Decyzja w Kijowie”.
Tak jak wielu innych Europejczyków często widziałam Ukrainę przez rosyjskie okulary: Jak Rosja zareaguje na Pomarańczową Rewolucję albo ukraińskie członkostwo w NATO? Że dotyczy to też duńskich mediów widać było z faktu, że wiele z nich w okresie do 24 lutego 2022 r. używało wyrażenia „kryzys ukraiński”. To potwierdzało w dużym stopniu zdanie Karla Schlögela, że Ukraina jest przedmiotem. Łagodnie mówiąc Ukraina nie zrobiła niczego, aby spowodować jakikolwiek kryzys. Poprawniej powinno się mówić o „kryzysie rosyjskim”.
W optyce niemieckiej sytuacja jest bardziej wyraźna. Brakuje tylko, że do mantry „Nigdy więcej wojny” można dodać – przeciw Rosji. W tym sensie to właśnie wobec Rosjan Niemcy poczuwają szczególną odpowiedzialność.
Dla wielu Niemców Rosja budzi zarówno tęsknotę jak i fascynację, Sehnsuchtsort. Zanim pojechałam do Ukrainy w 1999 roku, miałam wiele wspomnień z rosyjskich filmów i programów z niemieckiej telewizji ze śniegiem padającym na Syberii w okresie świąt Bożego Narodzenia, a wspomnień związanych z Ukrainą nie miałam żadnych.
Moja ulubiona księgarnia na Friedrichstrasse w Berlinie obfitowała w rosyjską literaturę piękną, ale gdy spytałam o literaturę ukraińską, odpowiedź brzmiała: „nie mamy”. Drugi kraj w Europie, który tyle wycierpiał w okowach komunizmu i nazizmu, był białym punktem na mapie i czarnym punktem w naszej pamięci.
Tłumaczenie Roman Śmigielski
IP 122-123 2023
O autorce
Lykke Friis to „kobieta pracująca, która żadnej pracy się nie boi”. Była duńskim ministrem klimatu i energii oraz ministrem ds. równości, prorektorem Uniwersytetu w Kopenhadze, posłanką duńskiego parlamentu z ramienia partii liberalnej (Venstre), korespondentką zagraniczną dziennika „Berlingske Tidende”. Od grudnia 2019 r. jest dyrektorem Think Tanku Europe. Uzyskała tytuł doktora ekonomii i nauk politycznych w London School of Economics oraz doktora polityki międzynarodowej na Uniwersytecie w Kopenhadze. Wykładała stosunki międzynarodowe na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu w Kopenhadze oraz w Kopenhaskiej Szkole Biznesu. Jest autorką wielu książek o polityce międzynarodowej oraz ekspertem niemieckiej piłki nożnej, kibicem Bayernu Monachium.