Z cyklu: Szarganie poprawności
W owej odległej przeszłości szanujący się, i jako tako rozgarnięty napastnik, starał się swe niecne postępki w miarę możliwości uwiarygodnić i usprawiedliwić. Gotowi do ataku hitlerowcy wieczorem 31 sierpnia wysłali kilku przebranych w polskie mundury więźniów, pod dowództwem SS-mana Alfreda Naujocksa, do pozorowanego ataku na położony na przedmieściach Gliwic, nie będący bynajmniej rozgłośnią, przekaźnik radiowy transmitujący programy z Wrocławia. Napastnicy oddali parę strzałów w sufit, trochę pohałasowali, kazali dyżurnym technikom przygotować prowizoryczny mikrofon, po czym wygłosili płomienne, acz niezbyt składne, wezwanie do jakiegoś zrywu, czy powstania przeciw Trzeciej Rzeszy. Przypomnijmy, dla ścisłości, że w owych czasach zbyt wiele radioodbiorników nie było, ale kto miał ów „złowrogi apel” usłyszeć, ten go z pewnością usłyszał. Przebranych więźniów szybko usunięto, w kilka godzin później wojna światowa stała się faktem, a Hitler na porannym posiedzeniu Reichstagu mógł oznajmić światu, że Polska „mit bereits regulären Soldaten” niewinną Rzeszę zaatakowała.
Incydent przepadł w mrokach historii zapewne także dlatego, że to politycy i wojskowi zabrali się do kierowania przypadkowymi aktorami. Amatorzy! Nie znali jeszcze późniejszych wynalazków z Hollywood rodem, gdzie zawodowi, obdarzeni bezkresną fantazją propagandyści, autorzy niedorzecznych baśni, kręcą sami i podpowiadają politykom, jak kręcić należy.
Być może napastnicy-przebierańcy osiągnęliby więcej, gdyby znali panujące dziś w eterze mody i zwyczaje? Gdyby tak np. urozmaicili swój występ reklamami, albo uporczywie zagłuszali czytającego „syntetycznym” hałasem zwanym dżinglami? Albo, wzorem dzisiejszych przeglądów prasy, nadawali jednocześnie: głos czytającego, szelest gazety i natarczywy podkład muzyczny? Lub tak dziś popularne występy spikerów parami; wprawdzie coraz mniej można dosłyszeć, ale, zawsze miło posłuchać, jak się ładnie kłócą! Zaś wspomniane wezwania do walki z pewnością wypadłyby bardzo atrakcyjnie, i może nawet skutecznie, odczytywane z tak dziś powszechną szybkością karabinu maszynowego (oczywiście z nieodzownym podkładem muzycznym).
Wiadomo, że nic z tych rzeczy wydarzyć się nie mogło a hollywoodzkie fantazje zapanowały nad światem dopiero pół wieku później, gdy dysponując najnowszą techniką, coraz rzadziej kierują się zdrowym rozsądkiem i poszanowaniem rozumu odbiorcy. Natomiast by sprostać wymaganiom rynku i globalnym mocarzom nie mogą się już obejść bez coraz większych „gliwickich radiostacji”. Bowiem dziś, w dobieraniu się do egzotycznych, nieposłusznych dyktatorów nie wystarczy strzelanie w sufit ciemną nocą, ani nawet pojedynczy wariat z tak obecnie modną w Ameryce, „bronią półautomatyczną”. Dziś szeroki ekran wymaga by płonęły stalowe wieżowce, kruszyły się gigantyczne betony, a kilkusettonowe samoloty wypalały się jak sztuczne ognie.
Ale najlepszy scenariusz zakłada znalezienie (lub wymyślenie) przeciwnika będącego posiadaczem „broni masowej zagłady”, a także atrakcyjnych pól naftowych, i sprawienie, by w określonym czasie i miejscu, zaatakował własnych obywateli, najchętniej w porze największej oglądalności TV. A zaatakował w taki sposób, by przede wszystkim zginęły kobiety, starcy i dzieci.
No, a czyż w takich okolicznościach, siły „dobra i piękna” mogą od ukarania łobuza odstąpić? I to ukarania koniecznie w porze nadawania dziennika wieczornego! I można iść o zakład, że gdy grzmią najznamienitsi, światowi politycy i płaczą najsłynniejsi komentatorzy, widownia zapomni chwilowo o „wynikach ekstraklasy” i zeszłorocznym molestowaniu gwiazdeczek. Natychmiastowe „chirurgiczne” uderzenie w dyktatora z kręcących się akurat w pobliżu lotniskowców, nikogo nie oburzy a niejednego naprawdę ucieszy.
Więc chociaż wypada się cieszyć, że „siły dobra” tak przemyślnie świata strzegą, to do pełni szczęścia brakuje tylko, by przy pomocy historyjek z Tysiąca i Jednej Nocy, przestały nas traktować jak bezkrytycznych durniów.
Adam be
IP 103 2018